Kto by się spodziewał, że pewnego dnia uczelnią będzie nasz własny dom? Chyba nikt, a na pewno nie ja. Nikt nie wiedział, jak w praktyce wygląda zdalne studiowanie. Co ten COVID-19 zrobił?! Z jednej strony dał nam zajęcia w pidżamie, w łóżku z kawką i śniadaniem obok… Z drugiej strony izolację, brak kontaktu z rówieśnikami, wykładowcami, zero integracji…
Jak wygląda typowy dzień zdalnego studiowania?
To zależy. A od czego? Od kierunku, roku studiów, uczelni, podejścia wykładowców… Osobiście studiuję dziennikarstwo i komunikację społeczną na drugim roku studiów magisterskich na Akademii Ignatianum w Krakowie. Akademia ta prowadzona jest przez jezuitów, ale nie oznacza to, że nie ma tam świeckich wykładowców.
Zobacz: Praca i nauka zdalna – wróg dla naszego organizmu
Zdalne wykłady
Zajęcia zdalne odbywają się na aplikacji Microsoft Teams. Ile ich mamy? Jednego dnia dwa zajęcia, drugiego maraton całodzienny, a jeszcze innego nie mamy ich wcale. Część wykładowców prowadzi zajęcia w formie monologu, wykładając dany materiał, a my studenci, musimy notować, aby zdać egzamin, ewentualnie napisać pracę zaliczeniową.
Czy łatwo się skupić na takich e-wykładach? Zdecydowanie nie. Podczas takiego typu zajęć nie są wymagane włączone kamerki, czy też mikrofony. Kiedy człowiek musi wsłuchiwać się przez półtorej godziny w wykładany tekst, to zazwyczaj następuje rozproszenie. Na swoim przykładzie mogę wspomnieć, że automatycznie otwieram przeglądarkę. Zaraz włączam Facebook’a, Instagram’a, czy inne medium i zaczyna się scrollowanie… Dzieje się to po prostu samoistnie. Wiem, że muszę się skupić, a nagle robię kilka rzeczy naraz. Przewijam społecznościówki, odpisuję na wiadomości, a przy okazji notuję to, co uda mi się wyłapać. To nie jest tak jak w realnym świecie… Fizyczny kontakt z wykładowcą, rówieśnikami. Od razu lepiej się słucha, notuje, a telefon nie korci, bo niekulturalnie jest korzystać ze smartfonu, gdy profesor stara się przekazać jakąś wiedzę. A przez internet? Nie widzi tego. Hulaj dusza, piekła nie ma!
Zdalne ćwiczenia
Ćwiczenia wyglądają trochę inaczej. Wykładowcy wprowadzają interakcję, nie wygłaszają monologu. Po prostu musimy coś robić. Niektórzy wymagają włączenia kamerek i mikrofonów, co powoduje, że student bardziej się koncentruje, bo wie, iż jest obserwowany. Wykonywanie prezentacji i przedstawianie ich, pisanie tekstów, aktywność… W taki sposób profesorowie starają się pobudzić nasz umysł do czynnego brania udziału w zajęciach.
Zobacz: Co tracisz ze studiowania przez zdalne zajęcia?
Lepiej czy gorzej?
Można by tak duuużo pisać o tych zajęciach… Ale czy są one lepsze, czy raczej gorsze od stacjonarnego studiowania? Osobiście widzę dużo plusów. Nie muszę dojeżdżać do Krakowa, denerwować się, że spóźni mi się pociąg i nie zdążę, mogę dłużej pospać, uczestniczyć w zajęciach nawet jak jestem chora… Jest po prostu wygodniej. Lecz wiadomo, że brakuje tego kontaktu twarzą w twarz. Monitor komputera nigdy nie zastąpi prawdziwych relacji, kontaktów… Trochę przykro, ale trzeba dostrzegać plusy, bo jak wyglądałoby życie 30 lat wstecz, jeśli nastąpiłaby kwarantanna? Wtedy nie zobaczylibyśmy się na FaceTime, a teraz jest to możliwe. A nauka? Pewnie trzeba byłoby kombinować, by zdobyć jakieś książki, materiały albo mielibyśmy zastój w studiowaniu.
Kto to wie, jakby to było. Na pewno nie ja. Wiem natomiast tyle, że chcę wrócić do normalności.
Autor: Dominika Jeziorek